Sprzedana - część 2 - fragment 2
– Wstań – polecił Amelii, ale ta dalej siedziała na
podłodze i płakała. – Nie powinno cię tu w ogóle być – dodał ciągnąc ją za
ramie ku górze.
Kobieta wstała słysząc zrezygnowanie w jego głosie,
wiedziała, że po rezygnacji u jej męża następuje już tylko gniew i złość, a
następnie konsekwencja. Teraz wydawał jej się kimś złym, podłym, strasznym i
bez skrupułów, takiego go nie znała, ale mimo tego nadal był jej mężem. Żona
winna była mężowi posłuszeństwo, tym bardziej w miejscach publicznych.
– Wsiądziesz na konia i wrócisz do zamku – rozkazał
patrząc jej w oczy, a zaraz przy nim znalazł się jakiś mężczyzna, który dopiero
co wszedł do gospody.
– Królu, czy możemy dokonać transakcji? – zapytał.
Amelia przyjrzała się mężczyźnie, był w wieku jej męża, z pewnością nie był
straszy. Blondyn o brązowych oczach, szczupły, choć mięśnie rysowały się mu pod
opiętym ubraniem.
– Gdy tylko dokończę sprawy z moją żoną.
– Wybacz zatem, że się nie przedstawiłem. Pani,
jestem władcą tego miasteczka, Artur Skalski – powiedział, po czym oddalił się
widząc piorunujący wzrok króla Tristelionu uznał bowiem, że to nie najlepszy
moment na przywitanie królowej.
– Jakiej transakcji? – zapytała Amelia, ale Damian
nie miał zamiaru wtajemniczać ją w tą sprawę.
– Powiedziałem już jakie mam życzenie. Wsiądź na
konie i powróć do zamku. – Wekler wydawał się być cierpliwy, siłował się sam z
sobą by nie okazać złości na żonę publicznie, ale zaciśnięte mięśnie jego
twarzy mówiły same za siebie. Amelia wejrzała na zwłoki znajdujące się tuż przy
nich i wtedy coś w niej pękło, postanowiła się zbuntować.
– Nie będę posłuszna mordercy! – wykrzyknęła, a jej
otwarta dłoń spotkała się z policzkiem męża. Uderzenie było na tyle silne, że
mężczyzna się zachwiał, ale nie na tyle silne by go powalić. Wszyscy zebrani
zamilkli i otworzyli szeroko oczy w wielkim zdziwieniu.
Wekler prędko pochwycił Amelie za oba nadgarstki,
kobieta zaczęła się wyrywać, dopiero do niej dotarło co takiego uczyniła i jak
bardzo w jego oczach zawiniła.
– Nie szarp się – rozkazał.
– Nie będzie mi rozkazywał morderca! – wykrzyknęła.
Wiedziała, że już jest na przegranej pozycji, ale nie dbała o to. Skoro
poniesie konsekwencje buntu, to przecież mogła buntować się dalej.
– Uspokój się – zażądał.
– Puść mnie. – Kobieta szarpnęła się jeszcze raz, po
czym kiedy jej się to nie udało napluła mężowi w twarz.
To było za wiele nawet jak na Damiana, stracił
cierpliwość. Szarpnął żonę w stronę pomieszczeń dla gości. Nie dbał ani o to,
że narobi jej siniaki na przegubach nadgarstków swoim stalowym uściskiem, ani o
strach i panikę w jej oczach.
– Klucz, jakikolwiek – zażądał od barmanki.
– Dwójka panie, zaraz po lewo – powiedziała kobieta
i podała Weklerowi klucz.
Mężczyzna nadal szarpał się z kobietą, która w końcu
przestała przebierać nogami i niemal usiadła na podłodze. Był od niej
silniejszy i to postanowił wtedy wykorzystać. Chwycił ją pod pupą, nad kolanami
i pomimo tego, że się szamotała wniósł do pokoju, który miał trudności
otworzyć, gdyż w tym celu musiał ja postawić na ziemi.
Amelia usiadła na podłodze tuż przy łożu. Pokój był
niewielki, ale czysty i ładnie urządzony. Nie miała jednak głowy do tego, by
teraz zajmować się wystrojem pomieszczenia. Jej mąż zbliżał się do niej wolnymi
krokami. Damian powłóczył nogami bardzo wolno, gdyż to miało na celu dać mu
czas na przemyślenia, a już z pewnością na uspokojenie się. W końcu jednak
znalazł się przy żonie. Pewnie chwycił ją za ramiona, uniósł do góry, zdjął z
niej wierzchnie okrycie. Sam usiadł na skraju łóżka i przełożył ją sobie przez
lewe kolano, a prawą nogą unieruchomił jej nogi by nie wierzgała.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz