Obserwatorzy

środa, 30 maja 2012

Historia prawdziwa "Start" - Rozdział 1


Rozdział 1
Brama życia

Cztery puste ściany, ja lekko pijany
To jest Polska, nie produkcja stany zjednoczone.
Wciąż tą samą stronę czytam, wciąż ta sama płyta
Świat się zaciął i zaczął zgrzytać dawno temu,
Już nie pytam czy do życia biorę jak najwięcej,
Bo chcę mieć jak najwięcej, żeby dać jak najwięcej.
Pozwól mi mieć to nieszczęście by przekonać się o tym, 
Że więcej hajsu, to większe kłopoty

To, co wokół smutno mnie nastraja. 
Niepotrzebnych myśli natłok w głowie mam.
Tu za szybko kręci się, codzienny teatr ten. 
To w nim zgubiłam nagle się. 

(Patrycja Markowska & Sycha - Cztery ściany)



                    Miłość i nienawiść to uczucia, ale nikt ich nie sprecyzował. Są dalekie od siebie, a innym razem bliskie niczym rodzeństwo. Siostry i bracia również mogą być w rozłące. Nie jest powiedziane, że muszą się lubić, znać i iść za sobą w ogień.

                    Tego dnia przyszedł na świat chłopiec, mały i słaby. Pogoda była duszna, parna, jak to w lipcu bywa. Chłopiec jeszcze nie wiedział nic o świecie, przecież dopiero co zachłysnął się pierwszym łykiem powietrza. Malcowi nadano imię – Paweł. Ojciec Pawełka pracował w kantorze i był bardzo zapracowanym człowiekiem. Nie miał czasu na nic, nawet na to by odwiedzić w szpitalu własnego syna. Mama natomiast była bardzo młoda, z buzi nie dawali jej więcej niż osiemnaście lat. Miała ich dwadzieścia. Tuliła swojego wątłego i drobnego synka, opatulonego w żółty becik z balonikami. Dzieciak został poczęty i wydany na świat pomimo, że jego rodzice nie byli małżeństwem. Stali się nim kilka miesięcy później. Wcześniej nie było to możliwe, bo tata chłopca nie otrzymał rozwodu w planowanym terminie.

                    Opuśćmy jednak szare murzyska szpitala i urząd stanu cywilnego. Nie wspominajmy o pałacu ślubu i o weselu, którego nie było dane mi oglądać. Przenieśmy się do centrum miasta. Z Głównego Rynku rozchodziły się małe i wąskie uliczki, w każdą z kierunków.  Nie mowa tu o głównych ulicach miasta, które przyciągały wzrok kolorowymi wystawami. Tutaj przedstawiam wam mury równie szare i obskurne jak te szpitalne. Jedna z tych ulic wydawała się krótka, nie było na niej nic ciekawego. Trzy bramy po lewo, trzy bramy po prawo i jeden sklep monopolowo-spożywczy. Jedna ze środkowych bram pękała w szwach, bo zazwyczaj przesiadywało w niej większość mieszkańców. To w niej chronili się przed deszczem, chłodem, ale i przed upałem. Dzieci odbijały okrągłe krążki – gra w Pokemony , którą większość z nas pamięta. Dorośli pili jakieś trunki prosto z gwinta, dla nich nie było ważne piwo, czy wino. Nastolatkowie chowali się we wnęce z papierosami i całowali z sobą nawzajem. Tę bramę większość mogło nazwać szkołą, bo to w niej odebrali kilka najważniejszych lekcji życia. Edukowali się w sprawach miłości, namiętności, seksu, bójek i używek. Zaczęli uczęszczać do tej szkoły nie zdając sobie sprawy czym to zaowocuje w przyszłości, byli nieświadomi.

                    Wakacje minęły jak biczem strzelił. Nadszedł pierwszy września, który przesiąkał galowymi strojami. Pierwsze spotkanie organizacyjne i psioczenie na tych samych nauczycieli. Dla jednej z dziewczyn był to smutny okres, zły czas, ale nikt o tym nie wiedział. Ludzie zdawali się nie dostrzegać jej cierpienia, a ona starała je ukryć. Skrywała problemy pod pierwszym w życiu makijażem, maską dorosłości. Skrupulatnie owinęła się szalem bezczelności, odziała ciało w niezależność przesianą agresją. Stopy wsunęła w buty na wysokim obcasie, były czarne, takie mroczne. Na głowę założyła opaskę, ale w rzeczywistości była to czapka marzeń, których wiedziała, że nigdy nie spełni.

                    - Palisz? – zapytał jeden z nowych uczniów. W mig przypomniała sobie, że wychowawczyni go przedstawiała.

                    - Pewnie – odpowiedziała i poczęstowała się jednym z jego paczki, którą skierował w jej kierunku.

                    - Paweł – rzekł i podał jej zapalniczkę.

                    - Wiem. Tego imienia nie da się zapomnieć – powiedziała odpalając pierw sobie, a potem jemu.

                    Paweł był niewysoki, szczupły, ale w przeciwieństwie do reszty chłopców z klasy miał styl. Jego czarna koszula na długi rękaw, rozpięta niemal do samego pępka przyciągała wzrok dziewczyn, jakby hipnotyzowała.

                    - Nie lubisz tego imienia? – zapytał i spojrzał się jakoś tak dziwnie na dziewczynkę, zaciągającą się trzecim w życiu papierosem.

                    - Mój przyrodni brat ma tak na imię – odpowiedziała szczerze i nie pohamowała swojej ciekawości.

                    - A ty masz rodzeństwo? – zapytała.

                    - Starszą o dwa lata siostrę.

                    - Czemu jesteś na czarno? – dopytywała dalej.

                    - Mam żałobę – odrzekł, ale zdawał się tym nie przejmować. Paweł był obojętny jak jeszcze nikt inny w takich momentach.

                    - Przykro mi.

                    - A mnie nie – wyznał całkiem poważnie stojąc na boisku szkolnym za najwyższym z murków.

                    Dalej palili w milczeniu, spoglądając co jakiś czas na siebie. Zerkali niby pewnie i bez skrępowania, ale coś w ich oczach było niepewnego, dziecinnego. Wszakże byli jeszcze dziećmi, ale oboje musieli szybko dorosnąć. To wtedy rozpoczął się dla nich ten okres nabywania dorosłości. Jego oczy były brązowe, pełne bólu, ale spokojne. Jej natomiast intensywnie zielone, takie kocie, jakby dzikie.

                    - Jak masz na imię? – zapytał przydeptując wypalonego papierosa podeszwą swoich nowiutkich trampków.

                    - Angelika – odpowiedziała.

                    Dwójka dzieciaków z szóstej klasy podstawowej pożegnała się. Oboje udali się do domów, każde w inną stronę. Ona szła powoli z słuchawkami na uszach. Miała najnowszą Mp3 jaką wtedy było można zakupić. Z owych słuchawek wydobywała się piosenka pod tytułem Cztery ściany – słynna w tamtych czasach, ale chłopiec, który właśnie otwierał drzwi nie słuchał takiego rodzaju muzyki.

                    Kolejne dni mijały dość dziwnie im obojgu. On nadal ubierał się na czarno pomimo, że nikt w rodzinie nie miał pogrzebu w najbliższym roku. Ona co rano się malowała, a na zajęciach wydawała się być dziwnie nieobecna. Na jednej z ostatnich lekcji nauczycielka Języka polskiego postanowiła, że chłopcy będą siedzieć z dziewczynkami by w ten sposób położyć kres rozmową i powstającemu hałasowi. Pani Koziołek nie chciała marnować czasu na durne losowania i usadziła uczniów według dziennika. Paweł i Angelika nie mieli pisane usiąść wspólnie. Ich ławki stały w odległych końcach i zupełnie innych rzędach.

                    - Zapalisz? – zapytała się swojego ładnego kolegi. Wtedy wydawał jej się ładny. Po latach rzekłaby jednak, że był przeciętny.

                    - Jasne – odpowiedział na śmierć zapominając, że on ma jeszcze lekcje w-f-u po przerwie.

                    - W która stronę idziesz? – zapytała zakładając plecak na oba ramiona.
                    
                    - Nie wiem. Nigdzie mi się nie spieszy – odrzekł i poszedł w kierunku, w którym ona zmierzała.

                    - Przyjechałeś z Warszawy do takiej dziury. Co odbiło twoim rodzicom? – zadała mu kolejne pytanie.

                    - Nie mam ojca. Matka przyjechała tutaj do rodziców, a nas przytargała z sobą nie pytając o zdanie – wyjaśnił, a Angelika domyśliła się, że ten, po którym nosi żałobę to jego tata.

                    - Napiłbyś się może piwa?

                    Paweł stwierdził, że Angela jak każda kobieta zadaje dużo pytań, ale z braku ciekawszych zajęć przystał na jej propozycje. Szli wolno, a większą część drogi milczeli znów obrzucając się tymi spojrzeniami. On nie był od niej dużo wyższy, podobał się jej, ale nie miała pewności czy i ona jemu. Minęli bramę, która wyjątkowo chroniła tego dnia tylko jedną parę.

                    - Cześć – rzuciła nastolatka całująca się z jakimś wytatuowanym typem.

                    - Część – odpowiedziała jej Angela, a Paweł wydawał się nie ogarniać zaistniałej sytuacji.

                    Reszta towarzystwa grała na przestronnym podwórku w piłkę nożną. Nie było to wygodne bo powierzchnia była kamienista. Dorośli mężczyźni i nastoletni chłopcy ganiali za okrągłym przedmiotem i napieprzali w niego ile sił. Nie zwracając uwagi na dzieci bawiące się w piaskownicy, ani na okna, z który większość wciąż miała szklane szyby, inne były plastikowe lub przybite dyktą.

                    - Fajne miejsce – rzucił sarkastycznie Paweł.

                    - Nie przejmuj się. To tylko piłka, jak w ciebie trafią to nie umrzesz – odrzekła i skierowała się w stronę klatki osadzonej najdalej.

                    - Cześć siostra! – krzyknął chłopak, który właśnie przyjmował piłkę na klatę i zamierzał się na bramkę.

                    - Hej – odkrzyknęła jednocześnie wyjmując z najmniejszej kieszonki plecaka klucze.

                    - To Paweł? – zapytał je kolega ze szkoły kiedy już znaleźli się na starej, zaniedbanej klatce schodowej.

                    - Nie, to był Konrad – odpowiedziała. – Też przyrodni brat, ale rok starszy. Jest od strony mamy – wyjaśniła.

                    - Rozumiem – rzekł i przekroczył próg mieszkania.

                    Korytarz był mały, zastawiony trzema rowerami. Dalej była kuchnia, skromna, ale czysta i ładnie urządzona. Następnie przechodziło się do pokoju. Ten pokój był mały, kremowy, ale farba położona była na niebieską tapetę. Jak w każdym pokoju mieściła się w nim kanapa i trochę mebli, stolik pod telewizor. W jednym z rogów pokoju stał piec, a w drugim były rozsuwane drzwi.

                    - Przejdźmy tam – zaproponowała i wskazała na nie.

                    - Jak chcesz.

                    Ten pokój był jeszcze mniejszy, ale wyjątkowy. Na ścianie mieściło się sporo rysunków. Nie były to malunki graffiti. Bardziej przypominały twarze z komiksów i gier komputerowych.

                    - Zajebiste – wypalił w zachwycie Paweł.

                    - Wiem, bo to moje.

                    Kąciki ust dziewczyny powędrowały ku górze, a w policzkach pojawiły się dołeczki. Później opuściła pokój, skierowała się po piwo do lodówki.

                    - Pijesz ze szklanki czy z butelki? – zapytała głośno.

                    - Z butelki może być – odpowiedział.

                    Spędzili ze sobą cały dzień. Nie rozmawiali o niczym ważnym. Tylko filmach i muzyce. Ona starała się go przekonać do rapu, a on ją do hausu i techno. Oboje pozostali wierni swoim gatunkom, ale sztuką kompromisu raz on włączał coś ze swojego telefonu, a innym razem ona z Mp3. Wypili po dwa piwa, sącząc je kilka godzin. Nie smakował mu złocisty napój, ale przecież nie mógł przed nią się do tego przyznać. Paweł bał się jak Angelika to odbierze, dlatego zmuszał się do przełykania gorzkiego piwska. O dziesiątej Konrad wrócił do domu, a kolega jego siostry ich opuścił, nie prosząc o to by odprowadziła go do bramy, choć w rzeczywistości bał się przemierzać samotnie ciemne podwórko.

                    - Jest coś do jedzenia? – zapytał czarnowłosy gimnazjalista.

                    - Tak. Parówki i chleb – odpowiedziała.

                    - Pytałem o coś z czego można zrobić obiad – wyjaśnił podirytowany.

                    - O dwudziestej drugiej obiad? Pierdolnął cię ktoś tą piłką? – zapytała.

                    - Nie klnij jak szewc. I nie pierdolnął mnie nikt. Jestem głodny. To takie dziwne? – mówił i trzasnął drzwiami lodówki z taką siłą, że aż klamka się oderwała.

                    - W zamrażalniku są pierogi ruskie, ale ja nie umiem ich zrobić – powiedziała i stanęła za nim.

                    W tej samej chwili rozległo się pukanie do okna, o roletę. Kuchenne okienko znajdowało się na wysokości wysokiego parteru, niemal pierwszego piętra, ale pod nim były drwalniki, na które nawet przedszkolak potrafił się wdrapać.

                    - Otwórz to Robert – polecił Konrad siostrze i postawił garnek z wodą na kuchence gazowej.

                    Dziewczyna wykonała polecenie otwierając niewielkie okienko na oścież. Robert był szczupły, przedostał się więc przez nie bez problemu. Nie tacy się, przecież mieścili.

                    - Cześć wam – rzucił niedbale i szybko ucałował dziewczynę w policzek, na której nie zrobiło to żadnego wrażenie.

                    - Opowiadaj tylko się streszczaj, bo matka zaraz z popołudniowej zmiany wróci, a ona ma na ciebie jakieś uczulenie – wyjaśnił Konrad i zdjął swoją umorusaną, białą koszulkę. Cisnął nią do kosza na pranie.

                    - Mam tę dwie stówy do zainwestowania. Zrobimy wszystko tak jak mówiłeś… - zaczął nawijać Robert, ale Konrad powstrzymał go w mgnieniu oka.

                    - Angela wyjdź – polecił siostrze.

                    - Dokąd? – zapytała nie rozumiejąc co brat ma na myśli.

                    - Do naszego pokoju i nie zapomnij zamknąć wszystkich drzwi po drodze – wyjaśnił i wydawał się tracić siły w powodu, że tłumaczy oczywistość.

                    - Nie mogę zostać? – zapytała.

                    - Nie – odpowiedział ostrym tonem.

                    - No to w takim razie pa – powiedziała do Roberta i ucałowała go w policzek, w taki sam sposób w jaki on ją na powitanie. Różnica polegała tylko na tym, że jego to onieśmieliło i sprawiło wywołało rumieńce na bladej twarzy.

                    Robert był blondynem, miał piegi i słabą budowę. Ten chłopiec nie był nawet wysoki, ale miał jedną dobrą cechę. Właściwie to nie była jego cecha, a jego ojca – był zamożny. Konrad poznał Roba pierwszego września, podczas rozpoczęcia roku szkolnego. Okazało się, że chłopcy będą w jednej klasie. Angelikę nie dziwiło, że brat wybrał profil sportowy, ale kompletnie nie rozumiała dlaczego ktoś taki jak Robert dokonał tego samego wyboru.

                    Mama rodzeństwa wróciła do domu przed dwudziestą trzecią. Na wejściu spotkała się z miłym zaskoczeniem, bo w całym mieszkaniu pachniało smażoną cebulą i kiełbasą. Konrad wymyślił, że pierogi ruskie właśnie tak się podaje.

                    - Znajdzie się też coś dla mnie? – zapytała.

                    - To zależy czy dasz pieniądze na zakupy – odpowiedział jej syn. – Żartowałem, już ci nakładam – dodał po chwili i wyjął dodatkowy talerz z wiszącej szafki.

                    - Mam już pewnie na koncie wypłatę. Rano jadę do Mikołaja. Któreś z was odprowadzi mnie na dworzec to wypłacę i dam wam jakieś dwie stówy. Na tydzień powinno wam starczyć – zakomunikowała.

                    - Ja nie mogę. Mam sprawdzian – wymigał się Konrad jak zwykle, gdy trzeba było ją gdzieś odprowadzać.

                    - Ja mam w sumie szkołę po drodze – powiedziała Angela.

                    - Obudzicie mnie o czwartej, bo o piątej mam pociąg? – zapytała, a Angelika pożałowała, że zgodziła się ją odprowadzić.

                    Tej nocy było tak ciepło, że Konrad otworzył okno w pokoju na oścież. Długo pisał smsy i śmiał się do ekranu jakoś tak głupkowato. Angelika natychmiast pożałowała, że nie poprosiła Pawła o numer, bo wtedy też by miała jakieś zajęcie, a nie gapienie się w sufit.

                    - Nie możesz spać? – zapytał brat, który leżał obok niej. W ich pokoju mieściło się tylko jedna kanapa, była dwuosobowa.

                    - Jakoś nie bardzo, wiesz – odrzekła.

                    - Napisz do Roberta. On cię bardzo lubi.

                    - Oj nie, tylko nie do niego. To jakiś pedał jest – wypaliła.

                    - Czy jest czy nie jest, to tego się nie dowiesz póki nie sprawdzisz – powiedział cicho.

                    - Nie mam zamiaru sprawdzać – odparła oburzonym tonem.

                    - Jeszcze nie – sprostował po niej.

                    - Kiedyś zechcesz to sprawdzić. Seks to przyjemność – stwierdził, a na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech. Konrad odsłonił swoje wszystkie białe, równe zęby.

                    - A ty skąd możesz to wiedzieć? – zapytała.

                    - Dziś się przekonałem tak po części – odpowiedział.

                    - Jak to po części? – dopytywała, wydawała się zaciekawiona tematem.

                    - No Ewelina ze sklepu. Wiesz która?

                    - Tak – odpowiedziała i zapaliła niewielką lampkę, która stała na parapecie.

                    - Byłem tam po setkę dla Zientka, a że byli ludzie to wszedłem od zaplecza. No i ja tam na nią czekam i czekam, a ona do mnie, że przez wakacje zmężniałem. No to ja ją ciach w obroty i za włosy do siebie przygarnąłem. Pocałowałem tak jak to na filmach, podobnie jak kiedyś całowałem Monikę, a matka twojego ojca. Niska ci powiem jest, ma już praktyki, a taka mała jakaś. – Konrad mówił i wydawał się bardzo ekscytować swoją opowieścią.

                    - No to ja jej mówię, że mała jest. Ona do mnie, że mała to jest walizka, a ona może być co najwyżej niska. To ja do niej, że jak niska to bierze do pyska – dokończył i zamilkł na dłuższą chwilę.

                    - I co dalej? – dopytywała Angela brata.

                    - Dalej to uklęknęła i spuściła mi spodenki z majtkami do kostek – odpowiedział i obrócił się na drugi bok.

                    - No i co dalej? – zapytała i uderzyła go w ramie.

                    - Nie śpij teraz tylko opowiedz do końca – krzyknęła na niego.

                    - Ale co ja mam ci siorka jeszcze powiedzieć? – odwrócił się w jej stronę, a jego mina wyrażała jedno wielkie zdziwienie.

                    - No jak to co? Wszystko.

                    - No dalej to wzięła do ust. Zrobiła do końca. Nawet połknęła by nie naświntuszyć na zapleczu.

                    - Obrzydliwe – Angelika wykrzywiła usta w niesmaku.

                    - Wcale nie. Właśnie, że fajne. Nie znasz się – powiedział oburzony i odwrócił się tyłem do niej.

                    Tego dnia Angelika długo nie mogła usnąć, a kiedy wreszcie przyszedł sen to po chwili nadeszła pora wstania. Rozmyślała o sprawozdaniu jakie zdał jej starszy o rok brat. Nie rozumiała jego ekscytacji tym, że sprzedawczyni sklepowa wzięła do ust penisa, którego posiadał jak każdy inny chłopak. Angeli wydawało się to najobrzydliwszą rzeczą na świecie. Kiedy próbowała sobie wyobrazić podobną scenę, naturalnie bez uczestnictwa jej brata, to robiło jej się momentalnie niedobrze i zbierało na wymioty. Jednak kiedy zakamarki jej kosmatych myśli odwiedził Paweł to z dumą w milczeniu stwierdziła, że byłaby wstanie dla niego się przemóc i uczynić to samo. 

1 komentarz: