Obserwatorzy

niedziela, 27 maja 2012

Wybrana - Prolog


Powrót Weklerów!
Wybrana - Prolog

Sprzedana przypadła wam do gustu, może i z Wybraną się powiedzie.
Wierzchowiec czystej krwi pędził po przez wzgórza i lasy. Mężczyzna, który na nim gnał nie zwracał uwagi na mijanych, spokojnych przechodniów. Nie planował podróży, nie miał żadnego celu. Rozsadzała go wewnętrzna gorycz, złość. Zaczął dostrzegać ulotność chwili, a tym samym ulotność życia. Wjechał na pustą, raczej nieuczęszczaną ścieżkę. Pozwolił sobie na chwilę zapomnienia i zamyślił się. Jego czarne włosy lśniły i powiewały na wietrze choć nie były długie. Jego loki po prostu zdawały się prostować i skręcać na powrót przy pomocy wiatru. Chwila zapomnienia i rozmyślanie o rodzinie, która kruszyła się niczym bryła piasku nie wyszły mu na dobre. Nie zauważył kamienia. Poczuł kiedy koń stanął dęba i zrzucił go z siodła.


- Cholera – przeklnął przez zęby, ale w chwili gdy spróbował się podnieść poczuł, że lewa noga odmawia mu posłuszeństwa.

- Niech się pan nie rusza! – krzyknął dziecięcy głos, ale władca nie miał w zwyczaju słuchać dzieci.

Dzieci? – zadał sam sobie takie pytanie w myślach. Jakie dzieci? Przecież tutaj rodzice nie pozwalają się im zapuszczać. Przez chwilę pomyślał, że być może był to głos kobiety, ale taki delikatny i piskliwy. Nie, z pewnością tak nie było, przecież doskonale znał barwę głosu hałaśliwych potworów, które tworzone są z myślą o dawaniu radości, a przynoszą częściej rozczarowanie, nerwy i zmęczenie.

Mężczyzna zamrugał oczami może trzy, a może tylko dwa razy. Obraz nieba został przysłonięty przez twarzyczkę chłopca. Blondynek miał nie więcej niż synek jego brata, ale na dalsze porównanie nie miał czasu, bo utracenie przytomności naszło go nagle i było pełnym zaskoczeniem.

Izba była mała, ale przytulnie urządzona. Na materacu na ziemi leżał mężczyzna, a jego noga była owinięta bandażami. Kobieta położyła tacę z posiłkiem obok mężczyzny by miał ją na wyciągniecie dłoni. On nawet tego nie zauważył, był zbyt zmęczony by choć poruszyć powieką. Kobieta była młoda, można by rzec, że była jeszcze dziewczęciem, ale coś w rysach jej twarzy świadczyło o dojrzałości i wielkim doświadczeniu życiowym.

- Gdzie on jest do cholery?! – ten wrzask rozległ się kilkadziesiąt kilometrów dalej od małej i skromnej izby.

Mężczyzna stał tyłem do całego pomieszczenia, a jego wzrok był wbity w dal. Spoglądał przez okno, ale nie jakby kogoś wypatrywał, a ze zwykłą, niepohamowaną wściekłością.

- Damian, nie możesz się tak denerwować – powiedziała i podeszła do męża kładąc swoją dłoń na jego ramieniu.

- Jak mam się nie denerwować? – zapytał wciąż z tym samym wzburzeniem w głosie.

- Nauczyciel czeka na niego już trzy kwadranse – wyjaśnił odskakując od żony by spojrzeć jej w twarz.

- Uprzedzał, że nie chce pobierać nauk – stanęła w obronie syna, a w spojrzeniu swojego ukochanego dostrzegła iskierkę rozbawienia, która przedzierała się przez zagniewanie.

- Kiedy wydałaś go na świat powiedziałaś, że to nie sprawiedliwość natury, że jest podobny do mnie. Natura jednak rozdała po równo. Tobiasz ma twój charakterek – rzekł do żony, a jego kąciki ust same uniosły się ku górze, wbrew jego woli.

- Nie przejmuj się Laura jest odpowiedzialna, porządnicka i stateczna jak ty – powiedziała Amelia i wtuliła się w męża.

- Ale to Tobi kiedyś zasiądzie na tronie, chcę by był tego wart – powiedział już nieco ciszej i spokojniej, ale jednak srogość jego głosu nie zmalała.

- Wiem, ale on jest jeszcze mały. Niedawno skończył siedem lat – broniła swojego najukochańszego skarbu kobieta.

- Rozpieściłyście go z moją matką – rzekł, a jego głos załamał się. Oczy się zeszkliły, ale łza nie spłynęła.

- Tęsknisz za nią? – zapytała i uniosła głowę by na niego spojrzeć.

- Nawet nie wiesz jak bardzo. I za nią i za bratem. To był straszny wypadek – odpowiedział.

- Właśnie wypadek. Wypuść z celi niewinnych, błagam.

- Nie! Gdyby sprawdzili karotę jak należy to nigdy nic takiego nie miało by miejsca, a Wojtek i matka byliby teraz tu, a nie… - mężczyzna mówiąc to wypuścił kobietę z rąk i rozpoczął gestykulacje, nie powstrzymywał już łez.

- To były nierówności i niesprzyjająca pogoda, a nie ich lenistwo, czy niedopatrzenie – starała się stanąć w obronie dwójki mężczyzn, którzy przygotowywali wszystko do podróży.

- Nie tobie decydować o wymiarze ich kary! – warknął, a ona poczuła, że lepiej zakończyć dyskusje na tym etapie. Wiedziała, że mąż ma jeszcze zbyt krwawe rany by drążyć ten temat.

- Czemu krzyczycie? – zapytał niewysoki chłopczyk o śniadej cerze i bezczelnie czarnych oczach z iskierkami, które zdawały się świecić niczym kryształki, gdy był radosny.

- O zguba się znalazła – warknął mężczyzna i po chwili zauważył jak jego syn wygląda.

- Bardziej już się ubrudzić nie mogłeś? – zapytał niemal krzycząc.

- Byłem w ogrodzie, pomagałem ogrodnikom sadzić kwiaty. Znalazłem kilka robaków – wyjaśnił.

- Powinieneś być teraz z nauczycielem – wyjaśnił przez zaciśnięte zęby ojciec chłopca i chwycił go jedną dłonią za ucho lekko je targając.

- To boli – poskarżył się malec.

- Ja nie wiedziałem, że to już dziś! – krzyknął i poczuł na twarzy kilka słonych kropli, które spływały mu po policzkach.

- Damianie, wystarczy – zawołała kobieta do męża, ale ten nie zareagował.

- Damianie, dość! – warknęła.

Mężczyzna spojrzał na nią, ręce splótł na piersi i wyczekiwał jej kolejnych wywodów, które o dziwo nie nastąpiły.

- Dopilnuje by się umył i zaprowadzę go do nauczyciela – powiedziała spokojnym, rzeczowym tonem i chwyciła syna za drobną, umorusaną rączkę.

- Ty zostań i odpocznij, ochłoń. Przydałoby się też posłać ludzi na poszukiwania Patryka. Wyjechał po pogrzebie i jeszcze nie wrócił – dopiero gdy padły te słowa mężczyzna uświadomił sobie, że nieobecność jego starszego brata trwa aż tak długo.

- Chodź – powiedziała kobieta do chłopca i wyprowadziła go z gabinetu męża.

Damian opadł na krzesło odsunięte od biurka i postanowił nakazać poszukiwanie brata jeszcze tego dnia. Przytłaczał go coraz większy ciężar. Ten bagaż doświadczeń pojawił się po wyznaniu całej prawdy żonie i po utracie bliskich. Wiedział, że nie może się poddać, musiał zmierzyć się z przeciwnościami losu. Do jego obowiązków należało dobro całego państwa, ale też dobro jego najbliższej rodziny, jego siostry, żony i dzieci. Brat? – przez chwilę pomyślał i o nim. Miał mu pomóc, powinien mu pomagać, ale on wolał wyjechać nie mówiąc nikomu ani słowa. Tak bez pożegnania. Wekler przez chwilę poczuł się winny, że być może po śmierci brata i matki nie czuje tego samego, że cierpi inaczej, tak jakby mniej. Nie miał wątpliwości, że kochał Wojtusia jak rodzonego brata, ale z drugiej strony przecież on nie miał rodzonych braci…

- Nie maltw się tatku. Babcia i wuja są w niebie, a tam nikt się nie smuci – powiedziała cichutkim głosem mała blondyneczka stojąca w progu gabinetu.

Damian spojrzał na swoją córkę i z dumą stwierdził, że i w tym wypadku los rozdał po równo. Laura była wierną kopią Amelki, ale tylko wyglądem. Miała tak jak ona blond włoski i niebieskie, słodkie oczka, ale charakter miała po ojcu.

- Choć tu do mnie córeczko – zawołał, a mała, czteroletnia dziewczynka nie zważając na nic szybciutko pobiegła w jego kierunku.

4 komentarze:

  1. Bez wątpienia "Wybrana" też przypadła mi do gustu. Fajnie, że można się coś jeszcze dowiedzieć o Damianie i Amelii, a jednocześnie nowa historia wydaję się być również interesująca. Ogólnie podoba mi się, że są to powieści o dawnych czasach. Naprawdę bardzo fajnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja szczerze wolę nasze czasy. Prolog powinien zostać poprawiony, jest niedopracowany, ale uznałam, że czytelnikom nie chce się czekać aż nabiorę dystansu do tekstu bo to koło tygodnia by trwało.

      Usuń
  2. Mnie również ,,wybrana'' przypadła do gustu (bardzo mi się podoba).
    Jest równie dobra jak ,,Sprzedana''

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sądzę, że prolog to niewiele by to stwierdzić, ale dziękuje za miłe słowa.

      Usuń