Wybrana - Fragment rozdziału pierwszego pt. Na kolanach.
- Czyś ty oszalał!? Dlaczego wstałeś!? – Krzyknęła kobieta.
- Stwierdziłem, że nie powinienem nadużywać twojej
gościnności. Jestem już na tyle silny, że dam radę dojechać do Tristelionu, a
później jakiś przechodzień posłuży mi pomocą – odparł spokojnie.
- Ale przecież… - zaczęła oburzonym tonem.
- Ale nie decyduj za mnie. Żadna kobieta nigdy nie będzie za
mnie decydowała – przerwał jej tymi słowami.
- Lepiej powiedz czy to ten mały mnie odnalazł – polecił i
patrzył na chłopca.
- Ja plose pana – odpowiedział dzieciak.
- W takim razie dziękuje, czy zechciałbyś odprowadzić mnie
do mojego konia? – zapytał i podał chłopcu dłoń jako formę szczerych, niczym
niezobowiązujących podziękowań.
- Ja to zrobię – powiedziała kobieta. – Jesteś zbyt słaby
ktoś musi cię podpierać zanim wsiądziesz – dodała.
- I niby ty masz to zrobić? Jesteś ode mnie o połowę lżejsza
– zakpił i sam skierował się w stronę wyjścia.
- Dlaczego taki jesteś? Nie lubisz jak ktoś ci pomaga? Nie
podoba ci się moja gościna to łaski bez, wracaj do tego swojego króla od
siedmiu boleści. Słyszysz!? Wynoś się stąd! – warknęła, ale wciąż za nim szła.
- Dziękuje za gościnę, ale naprawdę muszę już wracać. Po
pierwsze mam obowiązku, po drugie nie chcę być dla ciebie ciężarem. Wybacz
jeśli poczułaś się przeze mnie w jakiś sposób obrażona. Nie chciałem tego. Żegnam
bo już się raczej nie spotkamy – wyjaśnił spokojnie, ale nie wiadomo czemu
zbliżył do niej swoje usta.
Jego mokre i gorące wargi dotknęły miękkiej, aksamitnej
skóry na jej policzku. Potem odsunęły się, ale tylko na centymetr i przywarły
do jej warg. Kobieta jednak odepchnęła go energicznie i gdyby nie stał przy
ścianie pewnie powaliłaby go na ziemię.
- Co ty wyprawiasz do jasnej cholery!? – Zapytała krzycząc.
- Myślisz, że możesz mnie wykorzystać? Twój władca by się
zapewne z tego ucieszył, gdybyś mu opowiedział o kolejnym lecz tym razem nie
rycerskim, a prywatnym podboju! Ale nie ze mną te numery, ja mam narzeczonego i
jestem mu wierna! – wykrzyczała Patrykowi prosto w twarz.
- Jesteś tego pewna? – zapytał z cynicznym uśmiechem na
ustach i wzrokiem pełnym wątpliwości, ale i podniecenia postawą tej walecznej
kobiety.
- Tak, jestem. Podobnie jak tego, że nigdy nie pokochałabym
kogoś takiego jak ty. Moje serce nigdy nie będzie należeć do żadnego tristeliończyka
– rzekła głosem pełnym jadu i rozpaczy zarazem.
- Rzucasz mi wyzwanie? – zapytał z uśmiechem.
- Nigdy nie związałabym się z kimś takim jak ty, ani nawet
nie odwzajemniła jego pocałunku. Jesteś rycerzem, zwykłym mordercą na usługach
okropnego władcy. Nawet gdyby, któryś z waszych mężczyzn zmuszał mnie do ślubu
to wolałabym zginąć niż za niego wyjść! – krzyczała, a mężczyzna zdawał się nie
zwracać uwagi na jej krzyki tylko osiodłał konia i wsiadł na niego co
kosztowało go wiele wysiłku.
Patryk sprawiał wrażenie nieprzejętego jej słowami, ale w
środku wszystko się w nim gotowało. Ledwie powstrzymywał ten wybuch gniewu i
złości, ale z całych sił dał radę.
- Nie będę cię zmuszał do małżeństwa, ale wydaje mi się, że
jeszcze kiedyś się spotkamy – rzekł patrząc na nią z góry, a ona wejrzała na
niego z dołu, a jej oczy wskazywały na niedowierzanie.
Kobieta nigdy wcześniej nie słyszała u tego mężczyzny
takiego tony, ani nie widziała tego wyrazu twarzy pełnej zawiści i chęci
zemsty. Nie potrafiła inaczej nazwać tego co czaiło się pod mocno zarysowaną
zaciśniętą do granic możliwości szczęką i piwnych, pełnych złości oczach.
- No nie patrz tak na mnie moja mała. Wiem, że jeszcze się
spotkamy i to ty sama mnie odwiedzić. O tak, przybędziesz do mnie na kolanach –
rzekł stanowczym i pewnym siebie tonem po czym uderzył batem konia i ruszył
przed siebie nie czekając ani chwili na jej odpowiedź.
fajny blog
OdpowiedzUsuń